Kamdin |
Wysłany: Śro 23:09, 23 Sie 2006 Temat postu: Wyprawa do Wieży Zegarowej, część druga... |
|
...czyli absurdu ciąg dalszy.
Czas i Miejsce Akcji niedostępne, bo do karczmy na wódkę poszły... cholera!
Dramatis Personae:
-Chaoticus Maximus
-Poezja Kichana
-Adelajda von Klozet
-Zargath, do zabijania i chędożenia, w skrócie: Zdzich
-Drufel von Precel
-Gandzialf: ...a ten skąd się tu wziął?!?!
Wstał kolejny piękny dzień. Kwiaty otworzyły się na promienie słońca, chomiczy bóg Masmix smarował sobie kanapkę na śniadanie, Gandzialf siedział na krześle raźnie pykając fajeczkę, a gdzieniegdzie podskakiwał opóźniony w rozwoju elf...
Gdy to wszystko się było jeszcze w toku, Chaoticus obudził się na sianku w stodole Gandzialfa i Babci Malinki. Ciągle szumiała go głowa, ale nie przypominał sobie, aby coś pił poprzedniego dnia oprócz wódki... ale...
Tak. Chaoticus dostał przebłysku inteligencji, i od razu skojarzył sobie słowa: "ziółka", "fajka", "wujek Gandzialf" i "plantacja konopii" z tym, dlaczego źle się czuł. Poszedł od razu do wspomnianego wcześniej... ziołodzieja. Zapytał:
- Co fyć tych jołach??*
Na co staruszek odpowiedział:
- Same pszejsze próbki pantacji, Maksiu.**
Chaoticus, zadowolony z odpowiedzi Gandzialfa, poszedł dalej spać.
Natomiast obudził się się Drufel, a zaraz potem Poezja. Pierwszy z myślą "albo za dużo wypaliłem, albo Poezja rzeczywiście mi się podoba", a Poezja "Drufel tak na mnie patrzy, jakbym mu się podobała". Obydwoje (którzy wypalili najmniej) podeszli do Gandzialfa. Rozmowę zaczął młodzik:
-Wiesz, mamy taką sprawę: Idziemy ukończyć pewne zadanie, a ponieważ, jak widzimy (i ciągle czujemy), żeś jest sprawnym.. zielarzem, chcielibyśmy abyś, no wiesz.. pomógł trochę... to znaczy zrozumiemy...
Zamilkł, ponieważ lutnia Poezji obaliła go na ziemię
-Strzeszczaj się!
Ponieważ lutnia wyrządziła tzw. Trafienie Krytyczne (w mniej znanych kręgach wydarzenie otoczone kultem), Drufel nie mógł wstać, więc ona sama przejęła inicjatywę:
-No więc, idziesz z nami do wieży, czy nie?
Gandzialf, zastanowiwszy się trochę, przeczochrawszy trochę swoją bujną czuprynę, popykawszy jeszcze chwilę fajkę, wyjął ją z ust, i rzekł:
-Nom.... czemu nie... Ziółek po drodze nazbieram...
Tak więc, oficjalnie, ziołodziej Gandzialf był w drużynie.
W końcu i zabójczyni Adelajda się obudziła, a będąc pod wpływem ziółek, jej psychika nakazała jej zabić postać, która ją otruła: Gandzialfa.
Podskoczyła, wyszarpnęłą sztylet (w locie), i skierowała ostrze w stronę staruszka, gdy nagle...
- Pole Konopii!!! - wykrzyknął Gandzialf, i w tym samym czasie kilkanaście korzeni wytrysnęło z ziemi, unieruchamiając Adelajdę w powietrzu...
Ziołodziej podszedł do skrępowanej niedoszłej zabójczyni, i rzekł:
-Nigdy nie stawaj przeciwko Zielnej Stronie Mocy***!-
Mówiąc ostatnie słowa, Gandzialf usiadł na krześle i dalej jął pykać fajkę.
-A co ze mną???- zapytała Adelajda
-Będziesz tak wisiała póki nie zmądrzejesz.- odparł ziołodziej
W tym samym czasie, zaczęła się budzić resztą drużyny, z oszołomionym przez Trafienie Krytyczne, Druflem włącznie...
c.d.n.
*- "Cóż takiego jest w tych szlachetnych ziołach??
**- Gandzialf odpowiedział, bo znał język inteligentych inaczej "Same najlepsze próbki z mojej plantacji, Chaoticusie Maximusie"
***- muszę przyznać, że sam nie wiem co to takiego.... |
|